.

.

piątek, 13 marca 2015

Artykuł - Mit Holocaustu



Mit holocaustu. Zagadnienie komór gazowych

Odrzuć żydowski bełkot.
Przez ponad pół wieku wychowywani byliśmy w poczuciu winy za milczące przyzwolenie na masową likwidację Żydów w Europie w czasie II wojny Światowej. Nauczono nas wierzyć w holocaust dzieci Izraela, niczym w Pismo Święte. Bo czy mógł ktoś przypuszczać,że wydarzenie obecne na stronach wszystkich podręczników historii jest tylko mitem? Ale znaleźli się ludzie, którzy potrafili otrząsnąć się i z naukową precyzją odrzucić mit holocaustu. Czy są oni w błędzie?

Każdy, rzecz jasna, może zakwestionować wszystko. Ale wykazać absurdalność czyichś poglądów na nic tak dawne przecież historyczne wydarzenia nie powinno być trudne. Skoro holocaust miał miejsce, skoro Żydzi ginęli masowo w komorach gazowych, najprościej byłoby przedstawić na to jakieś dowody. Ale tych, jak się okazało, po prostu nie nut. Kłamstwo, bowiem, choćby i miliony razy powtarzane, nie jest w stanie zastąpić najdrobniejszego choćby faktu. Zamiast dyskusji, obrzucono, więc niepokornych historyków, nazywanych „rewizjonistami”, tonami epitetów – lecz ani jedna rzeczowa polemika nie została podjęta.
Sięgnięto też i po inne środki, by zamknąć im usta: w wielu tzw. krajach demokratycznych wprowadzono ustawowy zakaz prowadzenia badań naukowych nad holocaustem, a jego złamanie zagrożone zostało sankcjami karnymi (np. we Francji). Również w naszym kraju podjęto działania mające na celu „zjednoczenie im się z Europą” i n; tej sprawie. Już to zresztą przerabialiśmy: jeszcze kilka lat temu do komunistycznych więzień trafiali historycy za głoszenie innej prawdy historycznej – tej o mordzie katyńskim.

Ale czy represje są w stanie cokolwiek powstrzymać? Można oczywiście zakazać głoszenia prawdy, ale zmienić jej nikt nie jest w stanie…

MIT HOLOCAUSTU

Zagadnienie komór gazowych

Nikt, nawet tak odosobnione jednostki, które z nostalgią spoglądają na Trzecią Rzeszę, nie neguje istnienia obozów koncentracyjnych w okresie hitlerowskim. Wszyscy przyznają, że część obozów była wyposażona w krematoria. Zamiast grzebać zwłoki, palono je. Powtarzające się epidemie sprawiły, że kremacja stałą się koniecznością, szczególnie jeśli chodzi o zmarłych na tyfus. Zagadnieniem, które jest powszechnie dyskutowane przez licznych autorów francuskich, brytyjskich, amerykańskich i niemieckich, jest natomiast istnienie „obozów zagłady” w Niemczech Hitlera. Określenie „obozy zagłady” stosowane jest dla wyodrębnienia tych obozów, które były rzekomo wyposażone w „komory gazowe”. Owe „komory gazowe” różniły się od komór stosowanych w amerykańskich więzieniach, ponieważ służyły do zabijania masowego. Ofiarami miały zaś być dzieci, kobiety i mężczyźni -zabijani z powodu swej rasy lub religii. Zostało to zdefiniowane jako „ludobójstwo”.
Podstawowym środkiem, za pomocą, którego dokonywano owego „ludobójstwa” były rzeźnie dla ludzi zwane „komorami gazowymi”. Gazem używanym w tym celu miał być Cyklon B (pestycyd oparty na kwasie pruskim i kwasie cyjanowodorowym). Autorzy, którzy zaprzeczają owemu domniemanemu „ludobójstwu” i istnieniu „komór gazowych” nazywani są REWIZJONISTAMI.

To, co utrzymują owi autorzy przedstawia się mniej więcej tak: wystarczy do obydwu tych problemów („ludobójstwa” i „komór gazowych”) zastosować zwykłe metody krytyki historycznej, aby stwierdzić, że mamy do czynienia z dwoma mitami, nierozdzielnie ze sobą związanymi. Zbrodnicze zamiary przypisywane Hitlerowi nie zostały nigdy udowodnione. Nikt nigdy nie widział
„narzędzia zbrodni”. Mamy do czynienia wyłącznie z kampanią nienawiści, z niezwykle sugestywną wojną propagandową. Historia pełna jest oszustw tego typu, poczynając od „bajek” religijnych dotyczących magii i czarów. Tym, co odróżnia nasze czasy od poprzednich epok jest przerażająca potęga mediów i propagandy, która aż do mdłości powiela coś, co można by nazwać „kłamstwem XX stulecia”. Ktoś, kto po 30 latach poszukiwań powziął myśl, aby zdemaskować to kłamstwo, musi być ostrożny.

W zależności od sytuacji przejdzie przez więzienia, grzywny, napaści i zniewagi. Zostanie określony jako „nazista”. Jego tezy zostaną zignorowane albo zniekształcone. Żaden kraj nie będzie tak bezlitośnie wrogi wobec niego, jak Niemcy. Dzisiaj, w każdym razie został rozbity mur milczenia wokół tych, którzy w sposób naukowy i odpowiedzialny, odważyli się pisać, że „komory gazowe” Hitlera (także te w Oświęcimiu i Majdanku) są wyłącznie historycznym oszustwem. Jest to olbrzymi krok naprzód. Ale ileż to oszczerstw i zniewag zamieścił historyk „eksterminacjonalista” – George Wellers – kiedy, ponad dziesięć lat po śmierci Paula Rassiniera, zdecydował się polemizować z drobną częścią przedstawionych przez niego faktów. Paul Rassinier – były więzień obozu koncentracyjnego – miał odwagę jako pierwszy ujawnić w swych książkach oszustwo „komór gazowych “.

Najlepszym sposobem, aby historyk mógł dowiedzieć się o prawdziwych twierdzeniach „uczniów” Paula Rassiniera jest sięgnięcie do pracy Amerykanina A.R. Butza „Kłamstwo XX wieku” („The Hoax of the XXth Century”). Ze swej strony pozwalam sobie jedynie poczynić kilka uwag dla historyków poważnie zainteresowanych badaniami.
Pragnąłbym zwrócić uwagę na pewien paradoks. Aczkolwiek „komory gazowe” są, według historyków oficjalnych, punktem absolutnie centralnym w nazistowskim systemie obozów koncentracyjnych, a ponadto dowodem zbrodniczego, wręcz szatańskiego charakteru niemieckich obozów, pozostaje zupełnie zdumiewające, że w olbrzymiej bibliografii dzieł poświęconych obozom koncentracyjnym nie znajdziemy ani jednej książki, ani jednej broszurki, ani jednego artykułu poświęconego „komorom gazowym”.

Nie wolno dać się zwieść tytułom, które wydają się być bardzo obiecujące; należy sprawdzić, co zawierają owe prace. Publikacje na temat obozów koncentracyjnych, uznawane za „oficjalne pisma historyczne”, powstają na zlecenie instytutów lub fundacji, które są częściowo lub całkowicie finansowane z funduszów publicznych, jak na przykład Comite de Histoire de la Deuxieme Guerre. Mondiale i Centre de Documentation Juive Conteinporaire we Francji, lub Institut fur Zeitgeschichte w Monachium w Niemczech.
W dziele Olgi Wormster Mugot na temat nazistowskiego systemu obozów koncentracyjnych musimy czekać aż do strony 541, aby natknąć się na fragment poświęcony „komorom gazowym”. I tutaj czekają czytelnika trzy kolejne niespodzianki:

1. Rozdział poświęcony tej kwestii liczy jedynie 3 strony.
2. Tytuł tego rozdziału brzmi: „Problem komór gazowych”.
3. Tytułowy problem zawiera się w dociekaniach, czy istniały naprawdę
„komory gazowe” w Ravensbruck (Niemcy) i Mauthausen (Austria).

Autorka dochodzi do konkluzji, że nie istniały, jednak nie bada „problemu komór gazowych” w Oświęcimiu czy jakimkolwiek innym obozie, prawdopodobnie, dlatego, że w jej umyśle nie przedstawia to żadnego „problemu”. W tym miejscu czytelnik pewnie zechciałby się dowiedzieć, dlaczego analiza, która doprowadziła do konkluzji, że „komory gazowe” nie istniały w pewnych obozach, nie został zastosowana w przypadku obozów, takich jak Auschwitz? Dlaczego z jednej strony duch krytyczny rozwija się skrzydła, a z drugiej popada w stan letargu? W końcu mówiąc o Ravensbruck mamy do dyspozycji wiele „oczywistych dowodów” i „niepodważalnych relacji naocznych świadków”, poczynając od świadków najbardziej znanych, jak:

Marie Claude Vaillant-Counturier lub Germaine Tillion. Wiele razy po zakończeniu wojny, stojąc przed obliczem francuskich i brytyjskich trybunałów, oficerowie niemieccy z Ravensbruck (Suhren, Schwarzhuber, Treite) przyznawali, że w obozie tym istniały „komory gazowe”. Opisywali także mgliście ich działanie. W następstwie tego, albo zostali powieszeni z oskarżenia o rzekome „masowe mordowanie ludzi w komorach gazowych”, albo popełnili samobójstwo. Podobne „wyznania” zostawili przed śmiercią Ziereis z Mauthausen (Austria) oraz Kramer z obozu w Stuthof-Natzweiler
(Alzacja).

Dzisiaj możemy oglądać rzekome „komory gazowe” w Stuthof-Natzweiler i porównać je z niewiarygodnymi wyznaniami Kramera. Owe „komory gazowe”, prezentowane jako „monument, historyczny”, nie są niczym innym, jak tylko całkowitym oszustwem. Najmniejsza doza krytycyzmu wystarczy, aby przekonać się, że gazowanie w tym malutkim pomieszczeniu, które nie zapewnia nawet minimum ochrony przed wydostawaniem się gazu, zakończyłoby się katastrofalnie nie tylko dla ofiary i kata, ale także dla ludzi, którzy mogliby znajdować się w pobliżu. Dla uwiarygodnienia tej „komory gazowej” (która, jak zapewniano, znajduje się w „stanie oryginalnym”), wykonano – poprzez rozbicie czterech cegieł – dziurę w cienkim murze. Przez tę dziurę Josef Kramer miał rzekomo wrzucać tajemnicze sole, co, do których nie umiał podać żadnych bliższych szczegółów, poza tym, że zmieszane z wodą były w stanie zabijać w ciągu jednej minuty! Jak mogły sole zmieszane z wodą wytwarzać gaz?

W jaki sposób Kramer uniknął zatrucia przez wydostający się otworem gaz? Jak mógł widzieć swoje ofiary poprzez otwór, skoro daje on możliwość oglądania jedynie górnej połowy pomieszczenia? W jaki sposób wietrzono pomieszczenia zanim otworzono jedyne drzwi wykonane ze zwykłego drewna? Być może należałoby o to zapytać w przedsiębiorstwie inżynieryjnym w St. Michel sur Meurthe, które po wojnie zajmowało się przebudową lokalu, prezentowanego dzisiaj zwiedzającym w swoim „oryginalnym stanie”.
Również w wiele lat po zakończeniu wojny prałaci, profesorowie uniwersytetów oraz zwykli obywatele opisywali, jako „naoczni świadkowie” – „komory gazowe” w Buchenwaldzie i Dachau. Jeśli chodzi o Buchenwald, to „komora gazowa” stopniowo znikała z opisów i relacji ludzi, którzy wcześniej utrzymywali, że istniała na terenie obozu.

Dachau

Odmienna sytuacja występuje w odniesieniu do Dachau. Najpierw zostało jasno stwierdzone (na przykład przez Jego Eminencję Biskupa Piquet), że „komora gazowa” była używana wyłącznie do gazowania polskich księży.
Jednakże ostatecznie zaakceptowano -jako wersję oficjalną – stwierdzenie, że: „Komora gazowa, w Dachau, której budowę rozpoczęto w 1943 roku, nie była jeszcze całkowicie ukończona w 1945 roku, kiedy to obóz został wyzwolony, i z tego powodu nikt, nie mógł być w niej zagazowany”.
Malutkie pomieszczenie, które było prezentowane zwiedzającym, jako „komora gazowa”, musiało być w rzeczywistości czymś zupełnie innym.
Teraz, gdy dysponujemy wszystkimi planami konstrukcyjnymi krematorium wraz z przyległościami, możemy to stwierdzić z całą stanowczością. Nie wiadomo na podstawie, jakich przesłanek technicznych utrzymuje się, że ta konstrukcja jest „nieukończoną komorą gazową”.

Broszat

Żaden z oficjalnych instytutów historycznych nie włożył tyle wysiłku, aby uczynić mit „komór gazowych” wiarygodnym, co Institut fur Zeitgeschichte (Instytut Historii Współczesnej) z Monachium. Od 1972 roku dyrektorem Instytutu jest Martin Broszat. Doktor Broszat, członek Instytutu od 1955 roku, stał się sławny dzięki opublikowaniu w roku 1958 t.zw. „Wyznań Rudolfa Hoessa”. Hoess, były komendant obozu w Oświęcimiu, napisał rzekomo te „wyznania ” w komunistycznym więzieniu, zanim został powieszony.
19 sierpnia 1960 roku, Broszat poinformował swoich zdumionych rodaków, że na terytorium starej Rzeszy (w granicach z 1937 roku) nie było nigdy „komór gazowych”. Znajdowały się jedynie w ograniczonej liczbie wybranych obozów zlokalizowanych zwłaszcza na terytorium okupowanej Polski (największym z nich był Auschwitz-Birkenau). Te zadziwiające informacje zostały przekazane w zwykłym liście do redakcji, opublikowanym w tygodniku „Die Zeit” (z 19. VIII. 1960 r., s. 16). Tytuł publikacji był bardzo pokrętny i wprowadzał w błąd czytelnika: „Keine Vergasung in Dachau” („Nie było gazowania w Dachau”). W istocie winien on brzmieć: „Keine Vergasung in Altreich” („Nie było gazowania na terytorium Starej Rzeszy”). Aby nie dopuścić do wysuwania podobnych wątpliwości w stosunku do innych obozów, doktor Broszat nie dołączył do swej informacji żadnych dowodów. Do dziś dnia, kilkanaście lat po jego publikacji, ani on, ani którykolwiek z jego kolegów-historyków, nie przedstawił najmniejszych nawet dowodów naukowych na poparcie tego twierdzenia.

Szczególnie ważne byłoby uzyskanie odpowiedzi na następujące pytania:

1. Skąd doktor Broszat wie, że „komory gazowe” na terytorium starej Rzeszy
są oszustwem?

2. Skąd doktor Broszat wie, że „komory gazowe” na terytorium Polski są
autentyczne?

3. Dlaczego „dowody” i „relacje naocznych świadków” dotyczące obozów koncentracyjnych na Zachodzie nagle nie przedstawiają już żadnej wartości, podczas gdy „dowody” i „relacje naocznych świadków ” dotyczące obozów w Polsce – pozostają nadal prawdziwe?

Żaden ze znanych historyków nie postawił tego rodzaju pytań, tak, jakbyśmy mieli do czynienia z jakąś zmową milczenia. Jak często w historii dziejopisarstwa przyjmuje się twierdzenia oparte na świadectwie jednego historyka? Słynny Szymon Wiesenthal w liście do redakcji „Books and Bookmen” (kwiecień 1975, str. 5) również stwierdził, że „nie było obozów zagłady na ziemi niemieckiej”, ale – podobnie jak Broszat – nie poparł swego twierdzenia żadną dokumentacją naukową…

Obozy w Polsce

Rozpatrzmy teraz problem „komór gazowych” w Polsce. Jako zasadniczy dowód, że naprawdę istniały „komory gazowe ” w Bełżcu i Treblince, uznaje się stwierdzenia Kurta Gerstaeina. Zapiski tego byłego SS-mana, który według oficjalnej wersji popełnił samobójstwo w więzieniu Cherche-Midi w Paryżu, są pełne takich absurdów, że już od dłuższego czasu straciły wiarygodność w oczach historyków. Ponadto, dokumentacja ta nie była nigdy publicznie udostępniona, nawet w dokumentach Trybunału Norymberskiego.
Dostępna była natomiast w formie bezużytecznej dla naukowego badania (ze skrótami, zmianami, zafałszowaniami…). Dokument oryginalny, tak samo jak jego absurdalne dodatki, nigdy nie był dostępny. Jeżeli chodzi o Majdanek, to konieczna jest wizyta na miejscu. Jest wysoce prawdopodobne, że przyniosłaby ona jeszcze bardziej rewelacyjne rezultaty, niż oględziny Stuthof-Natzweiler, o czym pisaliśmy w innym miejscu. W odniesieniu do Auschwitz-Birkenau zasadniczym dowodem są „Pamiętniki” Rudolfa Hoessa, które zostały spreparowane w polskim więzieniu. Na miejscu można obejrzeć jedynie „zrekonstruowaną komorę gazową ” w Auschwitz oraz ruiny innej „komory” w Auschwitz II – Birkenau. Egzekucja przy pomocy gazu wymaga specjalnych warunków technicznych; nie można jej porównywać z samobójstwem czy przypadkowym zatruciem. Kat i jego pomocnicy nie mogą być wystawieni na żadne niebezpieczeństwo.
Amerykanie w swoich komorach gazowych stosują gaz cyjanowodorowy zgodnie z drobiazgowo opracowanymi przepisami bezpieczeństwa. Komory amerykańskie mają postać małych, hermetycznie zamkniętych pomieszczeń. Po zakończeniu egzekucji gaz zostaje usunięty, a pomieszczenie poddane neutralizacji. Z tego względu należy zadać pytanie: jak można było w „komorach gazowych” w Auschwitz-Birkenau, do pomieszczenia o pow. 210 m2, wtłoczyć 2000 osób, wrzucić tam pojemniki z pestycydem Cyklon B, a następnie wpuścić do tego pomieszczenia ekipy dla usunięcia nasyconych cyjankiem zwłok bezpośrednio po egzekucji?
Dwa dokumenty z niemieckich archiwów przemysłowych, dołączone przez Amerykanów do akt procesu norymberskiego stwierdzają wyraźnie, iż Cyklon B wykazuje silną tendencję do łączenia się z powierzchniami przedmiotów i nie może być usunięty – nawet przy pomocy bardzo silnych wentylatorów.
Jedynym skutecznym sposobem na jego pozbycie się jest wietrzenie naturalne przez 24 godziny. Inne dokumenty można znaleźć już na miejscu -w archiwach Muzeum Oświęcimskiego. Dokumenty te, nigdzie indziej nie odnotowywane, świadczą, iż wspomniane pomieszczenie o pow. 210 m2, znajdujące się dzisiaj w ruinie, było jedynie zwykłą przechowalnią zwłok, usytuowaną pod powierzchnią ziemi dla lepszej ochrony przed ciepłem.
Pomieszczenie to posiada zaledwie tylko jedne drzwi, służące jako wejście i wyjście zarazem, nie spełniające nawet minimalnych wymogów, co do hermetyczności zamknięcia.
Jeżeli chodzi o krematoria oraz o wszystkie inne budynki i pomieszczenia obozowe, istnieje obfita dokumentacja techniczna, plany i faktury, dotyczące nawet najdrobniejszych szczegółów. Natomiast nie ma tam żadnej wzmianki o „komorach gazowych “, żadnego kontraktu na ich budowę, żadnego projektu, żadnego zapotrzebowania na materiały, żadnego planu, żadnej faktury, żadnego zdjęcia. W setkach procesów dotyczących zbrodni wojennych również nie przedstawiono nigdy niczego podobnego, jako dowodu na poparcie oskarżenia.

Christophersen

Byłem w Auschwitz i mogę zapewnić, że nie było tam żadnych komór gazowych “. Bardzo rzadko można było usłyszeć świadków obrony w procesach „zbrodniarzy wojennych”, którzy mieliby odwagę wypowiedzieć takie stwierdzenie. Świadek taki stawał się bowiem od razu obiektem prześladowań. Na przykład, gdyby ktokolwiek w Niemczech zechciał dzisiaj świadczyć w obronie Thiesa Christophersena (autora książki „Oświęcimskie Brednie”) ryzykuje, że zostanie skazany za „znieważanie pamięci ofiar”.
Wkrótce po zakończeniu wojny Niemcy, Międzynarodowy Czerwony Krzyż oraz Watykan (który zawsze miał szerokie informacje o wszystkich wydarzeniach rozgrywających się w Polsce) oświadczyły zakłopotanym tonem: „komory gazowe… nie wiemy nic na ten temat” – i dodawały na
koniec: „czyż można coś wiedzieć na temat faktów, które nigdy nie zostały zweryfikowane?”.
Nie została znaleziona ani jedna „komora gazowa” w żadnym z niemieckich obozów koncentracyjnych – taka jest prawda!
Informacja o tym, że komory gazowe nie istniały, powinna zostać przyjęta z ulgą – niestety, stało się inaczej. Z przyczyn politycznych informacja ta została zatajona. Dzisiaj, mówienie o tym, że „komory gazowe” są historycznym fałszerstwem, nie oznacza wcale ataku na tych, którzy przeżyli obozy koncentracyjne.
Mówienie prawdy jest bowiem powinnością każdego człowieka.

Mark Weber

Nie ma chyba nikogo, kto by nie słyszał, że Niemcy zamordowali 6 milionów Żydów w Europie podczas II wojny światowej. Amerykańska telewizja, kina, gazety i czasopisma nie stronią od tego tematu. W Waszyngtonie istnieje oficjalne olbrzymie Muzeum Holocaustu. Uczeni kwestionują historię holocaustu. Podczas minionej dekady coraz więcej historyków „rewizjonistycznych”, włączając w to tak poważnych uczonych, jak dr Artur Butz (Northwestern University), prof. Robert Faurisson (Uniwersytet w Lyonie) oraz najpoczytniejszy brytyjski historyk David Irving, rzuca energiczne wyzwanie wobec powszechnie akceptowanej historii eksterminacji.

Nie dyskutują oni nad faktem deportowania bardzo wielu Żydów do obozów koncentracyjnych i gett, czy też tego, że wielu z nich zmarło lub też zostało zamordowanych podczas II wojny światowej. Rewizjonistyczni uczeni ujawnili jednakże poważne dowody ukazujące, że nie było niemieckiego programu eksterminacji europejskich Żydów i że szacunki 6 milionów ofiar żydowskich w czasie wojny są nieodpowiedzialnie wyolbrzymione.

Wiele twierdzeń holocaustu zostało zarzuconych

Rewizjoniści wskazują, że historia holocaustu zmieniła się całkiem na przestrzeni lat. Wiele twierdzeń „eksterminacyjnych”, do tej pory powszechnie akceptowanych, zostało całkowicie obalonych w ostatnich latach. W pewnym okresie domniemywano, że Niemcy gazowali Żydów w Dachau, Buchenwaldzie i w innych obozach koncentracyjnych w Niemczech. Ta część historii była przedstawiana w sposób niemożliwy do obrony. Tak, więc została zarzucona ponad 20 lat temu. Obecnie żaden poważny historyk nie podtrzymuje rzekomo udowodnionych opowieści o obozach zagłady na terytorium starej Rzeszy Niemieckiej. Nawet sławny „łowca nazistów” Szymon Wiesenthal przyznał w 1975 roku, że: „Na ziemi niemieckiej nie było obozów zagłady”.

Prominentni historycy holocaustu twierdzą obecnie, że masy żydowskie zostały zagazowane tylko w 6 obozach na terenie Polski: Oświęcim, Majdanek, Sobibór, Treblinka, Chełmno i Bełżec. Jednakże „dowody” przedstawione na gazowanie w tych sześciu obozach nie różnią się jakościowo od tych, które zostały przedstawione na domniemane gazowanie na terenie Niemiec właściwych. Na wielkim procesie norymberskim (1945-1946) i w dekadach następujących od końca II wojny światowej, Oświęcim (szczególnie Oświęcim-Brzezinka) i Majdanek (Lublin), były powszechnie uważane za prawdziwie ważne „obozy śmierci”. Dla przykładu: alianci domniemywali w Norymberdze, że Niemcy zabili 4 mln w Oświęcimiu i jeszcze 1,5 mln na Majdanku. Dziś, żaden poważny historyk nie akceptuje tych fantastycznych liczb.

W dodatku, w ostatnich latach, zostało zaprezentowanych coraz więcej zastanawiających dowodów, których nie da się pogodzić z przypuszczeniami o masowej eksterminacji w tych obozach. Na przykład szczegółowe zdjęcia lotniczego rozpoznania wykonane w Oświęcimiu-Brzezince w ciągu kilku przypadkowo wybranych dni w 1944 roku (podczas przypuszczalnego punktu kulminacyjnego eksterminacji w tym miejscu), zostały opublikowane przez CIA w 1979 r. Nie widnieją na nich ślady stosów ciał, dymiące kominy ani masy Żydów oczekujące na śmierć – czyli wszystko to, co pozwalałoby domniemywać, a byłoby to łatwo dostrzeżone, że Oświęcim był naprawdę centrum eksterminacji.

Teraz wiemy również, że powojenna „spowiedź” komendanta Oświęcimia, Rudolfa Hoessa, która jest decydującą częścią historii holocaustu, była uzyskana w wyniku tortur.

Inne absurdalne twierdzenia holocaustu

W pewnym okresie poważnie upierano się, że Niemcy zabijali Żydów przy pomocy elektryczności i pary, i że produkowali mydło z ciał Żydów. Dwa przykłady: w Norymberdze Stany Zjednoczone oskarżały Niemców o to, że mordowali Żydów w Treblince nie w komorach gazowych, jak się teraz
twierdzi, lecz przez parzenie ciał ze skutkiem śmiertelnym w „komorach parowych”.3 Te dziwaczne opowieści zostały także definitywnie odrzucone w ostatnich latach.

Ofiary chorób

Historia morderczego Holocaustu jest wiarygodna jedynie powierzchownie.
Każdy widział straszliwe zdjęcia martwych lub umierających więźniów zrobione w Bergen-Belsen, Nordhausen czy innych obozach koncentracyjnych podczas ich wyzwalania przez siły brytyjskie lub amerykańskie w ostatnich tygodniach wojny w Europie. Ludzie ci byli nieszczęsnymi ofiarami, ale nie programu eksterminacji, lecz chorób i niedożywienia przyniesionych przez kompletne załamanie Niemiec w ostatnich miesiącach wojny. W rzeczywistości, gdyby istniał program eksterminacji, to żydzi uwolnienie przez siły alianckie w końcu wojny, byliby dużo wcześniej zamordowani. W obliczu posuwających się sił sowieckich, wielu żydów zostało ewakuowanych w okresie ostatnich miesięcy wojny z obozów i gett na Wschodzie do pozostałych obozów w zachodnich Niemczech. Obozy te szybko stały się przeludnione, co bardzo przeszkadzało w zapobieżeniu rozprzestrzeniania się epidemii.

Zdobyczne dokumenty niemieckie

Pod koniec II wojny światowej alianci skonfiskowali ogromną liczbę niemieckich dokumentów o traktowaniu Żydów przez Niemców w czasie wojny, o polityce niemieckiej wobec nich. Na nie czasami powoływano się w kontekście „ostatecznego rozwiązania”. Ale żaden dokument, jaki kiedykolwiek znaleziono, nie nawiązywał do programu eksterminacji. Wręcz przeciwnie: dokumenty jasno ukazywały, że niemiecka polityka „ostatecznego rozwiązania” polegała na emigracji i deportacji, a nie eksterminacji.

Spójrzmy, dla przykładu, na poufne memorandum niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych z 21.08.1942 r.4 „Obecna wojna daje Niemcom okazję i obowiązek także rozwiązania żydowskiego problemu w Europie”- stwierdza memorandum. Polityka „promowania ewakuacji Żydów [z Europy] przy najściślejszej współpracy i za pośrednictwem Reichsfuhrera SS [Himmler] ciągle obowiązuje”. Memorandum stwierdziło: „liczba Żydów deportowanych tym sposobem na Wschód nie wystarczyła do pokrycia potrzeb”.

Dokument cytuje niemieckiego ministra Spraw Zagranicznych von Ribbentropa, mówiącego, że „pod koniec wojny wszyscy Żydzi byliby zmuszenie do opuszczenia Europy. Taka była niezmienna decyzja Fuhrera [Hitlera] i tylko takie pokierowanie tym problemem, jako jedyne globalne i wyczerpujące rozwiązanie, mogłoby być zastosowane i indywidualne zabiegi zbytnio by nie pomogły”.
W konkluzji memorandum zawarte jest stwierdzenie, że „ wysiedlenia [Żydów na Wschód] są dalszym krokiem do totalnego rozwiązania… Deportacja do Generalnej Guberni [Polska] jest środkiem tymczasowym. Żydzi będą przesuwani na dalsze zajmowane terytoria wschodnie [Sowiety] tak szybko, jak tylko techniczne środki na to będą dane”. Ten niedwuznaczny dokument i jemu podobne rutynowo są ukrywane i ignorowane przez tych, którzy podtrzymują historię o morderczym holocauście.

Niewiarygodne świadectwa

Historycy holocaustu polegają głównie na tak zwanych „zeznaniach ocalonych”, wspierającymi opowieści o eksterminacji. Ale taki „dowód” jest ciągle niepewny. Jak wykazał jeden z żydowskich historyków, „większość wspomnień czy raportów [tych,co przeżyli holocaust] jest pełna absurdalnej
wielosłowności, grafomańskiej przesady, dramatycznych efektów, przesadnych samoocen, dyletanckiego filozofowania, pseudo-liryzmu, niesprawdzonych pogłosek, uprzedzeń, stronniczych ataków i usprawiedliwień”.

Hitler i „ostateczne rozwiązanie”

Nie istnieją żadne dowody na to, że A. Hitler dał rozkaz wymordowania żydów, czy też, że w ogóle wiedział o jakimkolwiek programie eksterminacji.
Przeciwnie, zapiski pokazują, że niemiecki przywódca chciał, aby Żydzi opuścili Europę przez emigrację, o ile to możliwe – lub deportację, o ile okaże się to konieczne. Hitler czasami mówił podczas swych „mów stołowych” w ścisłym gronie o warunkach swojej polityki wobec Żydów. Np. 

27 stycznia powiedział:

„Żydzi muszą spakować się, zniknąć z Europy. Pozwólmy im wynieść się do Rosji”.

A 24 lipca 1942 roku Hitler podkreślał z naciskiem swoją wolę usunięcia żydów z Europy tuż po wojnie: 

„Żydzi interesują się Europą z powodów ekonomicznych, ale Europa musi odrzucić ich we własnym interesie, ponieważ Żydzi są rasowo gorsi. Kiedy tylko wojna się skończy, dokonam rygorystycznego przeglądu… tak, że Żydzi będą musieli wyemigrować na lub do jakiegoś innego żydowskiego państwa narodowego”.

W odzewie na alianckie wojenne transmisje radiowe o tym, że Niemcy mordują żydów, Hitler gniewnie komentował: 

„Naprawdę Żydzi powinni być mi wdzięczni, że nie chcę od nich nic więcej, niż trochę ciężkiej pracy”.

SS Himmlera i obozy

Żydzi byli ważną częścią w niemieckiej sile roboczej czasu wojny i w niemieckim interesie leżało utrzymywanie ich przy życiu. Kierownictwo biura administracji obozów SS wysłało dyrektywę, datowaną na 28 grudnia 1942 roku, do wszystkich obozów koncentracyjnych – wliczając w to Oświęcim.
Dyrektywa ta ostro skrytykowała wysoką śmiertelność wśród więźniów, spowodowaną chorobami i nakazywała, „aby lekarze obozowi użyli wszystkich środków, będących do ich dyspozycji, w celu wyraźnego zredukowania śmiertelności w różnych obozach”. Co więcej, zarządzała:

„Obozowi lekarze muszą dozorować częściej niż przedtem wyżywienie więźniów i we współpracy z administracją proponować ulepszone rozporządzenie komendantowi obozu… Lekarze obozowi, mają doglądać, czy warunki na różnych stanowiskach pracy są udoskonalane, tak jak to tylko
możliwe”.

Ostatecznie dyrektywa podkreśla, że „Reichsfuhrer SS [Heinrich Himmler] rozkazał, że śmiertelność absolutnie musi być obniżona”. s Szef departamentu SS dozorującego obozy koncentracyjne, Richard Glucks, wysiał okólnik do każdego komendanta obozu, datowany na 20 stycznia 1943 roku. Rozkazał w nim: 

„Jak już wykazywałem, muszą być użyte wszelkie środki do zmniejszenia śmiertelności w obozie”.” 

Sześć milionów?

Nie ma żadnego konkretnego dowodu na bez przerwy powtarzane twierdzenie, że Niemcy zamordowali sześć milionów Żydów. Wiadome jest natomiast, że miliony Żydów przeżyły niemieckie prawa II wojny światowej – wliczając w to wielu przetrzymywanych w Oświęcimiu i innych t.zw. „obozach śmierci”. Sam ten fakt powinien wywoływać poważne wątpliwości, co do eksterminacyjnej opowieści.
Czołowa gazeta w neutralnej Szwajcarii, dziennik „Baseler Nachrichten”, ostrożnie oszacowała w czerwcu 1946 roku, że nie więcej niż 1,5 mln europejskich Żydów mogło zginąć (z różnych przyczyn) pod niemiecką jurysdykcją podczas wojny. ‘” Jednostronna „holocaustomania” Zamiast zmniejszać się, rzeka filmów i książek o holocauście wydaje się rosnąć z każdym mijającym rokiem.

Bezwzględna kampania w mediach, którą żydowski historyk Alfred Lilienthal nazywa „holocaustomanią “, przedstawia los Żydów podczas II wojny światowej, jako centralne wydarzenie w historii ludzkości. Nie ma końca prostackim filmom, naiwnym programom telewizyjnym, mściwym polowaniom na „nazistowskich przestępców wojennych”, jednostronnym kursom edukacyjnym i jedynie słusznym wystąpieniom polityków oraz ważnych osobistości na rzecz obsługi pamięci holocaustu. Nie-żydowskie ofiary nie zasługują na takie zainteresowanie. Dla przykładu: nie ma amerykańskich pomników, centrów naukowych czy też dorocznych obchodów ku czci ofiar Stalina, który zresztą znacznie przelicytował Hitlera.

Kto na tym korzysta?

Wieczna kampania na rzecz holocaustu w mediach jest rutynowo wykorzystywana do usprawiedliwienia olbrzymiej amerykańskiej pomocy dla Izraela i – pod innym względem – do tłumaczenia niewybaczalnej polityki Izraela, nawet kiedy stoi w konflikcie z amerykańskim interesem. Wymyślna i sponsorowana kampania holocaustu w mediach ma decydujące znaczenie dla interesów Izraela, który egzystuje dzięki masowym, corocznym dotacjom z kieszeni amerykańskich podatników.
Jak szczerze przyznał prof. W.D. Rubinstein z Australii: 

„Jeśli holocaust okazał by się ‘syjonistycznym mitem’, to najmocniejsza broń w arsenale propagandy izraelskiej by upadła”.

Dziennikarka „New York Times”, Paula Hyman, zaobserwowała: „Ze strony Izraela holocaust może być użyty do uprzedzenia politycznej krytyki i stłumienia dyskusji. Wzmacnia on poczucie Żydów, jako wiecznie osaczonych ludzi, którzy w swej obronie mogą polegać tylko na sobie samych.
Przywoływanie cierpień doznanych przez Żydów od nazistów często zajmuje miejsce racjonalnych argumentów i oczekuje się, że ma to przekonać wątpiących w słuszność obecnej polityki rządu izraelskiego”.

Głównym powodem, dla którego historię holocaustu tak trwale udowadniano jest to, że rządy głównych potęg także mają ustalone interesy w podtrzymywaniu tego. Zwycięskie potęgi II wojny światowej – USA, Sowiety, Wielka Brytania – mają swój udział w przedstawianiu pokonanego reżimu

Hitlera tak negatywnie, jak tylko można. Im bardziej diabelski i szatański jawi się reżim hitlerowski, tym bardziej szlachetnie i sprawiedliwie wyglądają sprawki aliantów. Dla wielu Żydów holocaust stał się zarówno kwitnącym biznesem, jak i rodzajem nowej religii. Znany żydowski autor i publicysta,
Jacobo Timerman, zawarł to wszystko w swojej książce „Najdłuższa wojna”:

„Wielu Izraelczyków czuje się urażonych, kiedy to holocaust jest wykorzystywany w Diasporze [Żydzi poza Izraelem]. Oni nawet czują się zawstydzeni, że holocaust stał się cywilną religią dla Żydów w M. Zjednoczonych. Poważają oni prace Alfreda Kazina, Irvinga Howe i Marii Syrkin. Ale inni pisarze, wydawcy, historycy, biurokraci czy studenci mówią na holocaust, używając słowa Shoah, które jest hebrajskie: ‘Nie ma tak dobrego biznesu, jak Shoah-biznes’.”

Kampania wokół holocaustu w mediach przedstawia Żydów, jako całkowicie niewinne ofiary i nie-żydów, jako moralnie opóźnione i niegodne zaufania istoty, które łatwo mogą przeistoczyć się w morderczych nazistów w sprzyjających okolicznościach.
To osobista uwaga, ale to przekręcanie wielce wzmacnia żydowską solidarność i świadomość grupową. Dla żydów kluczową lekcją historii holocaustu jest to, że nie-żydzi nie są nigdy godni zaufania. Jeżeli naród tak kulturalny i tak wykształcony jak Niemcy był w stanie zmówić się przeciwko żydom, tak, więc żaden nie-żydowski naród nie może być całkowicie obdarzony zaufaniem. Stąd motto: „Nigdy nie wybaczać, nigdy nie zapomnieć!”.

Holocaust: kupczenie nienawiścią

Historia holocaustu jest czasami używana do promowania nienawiści i wrogości, szczególnie przeciw narodowi niemieckiemu jako całości, wschodnim Europejczykom oraz przywódcom Kościoła Rzymskokatolickiego.
Dobrze znany pisarz żydowski, Elie Wiesel, jest dawnym więźniem Oświęcimia, który przewodniczył Amerykańskiej Radzie Pamięci Holocaustu.
W 1986 roku otrzymał on pokojową nagrodę Nobla, Ten zaprzysięgły syjonista napisał w swojej książce „Legendy naszego czasu”: „Każdy żyd, gdziekolwiek by był, powinien zachować strefę nienawiści – zdrowej, męskiej nienawiści do tego, co Niemcy uosabiają i do tego, co w nich tkwi”.

Pozwólmy, aby obie strony były wysłuchane

Od kilku lat historia Holocaustu została lematem usprawiedliwiającym spory w Europie. Było to dyskutowane przez wiele godzin w szwajcarskiej TV czy nawet we francuskim radiu. Czołowy dziennik francuski „Le Monde” i poważnewłoskie czasopismo historyczne „Storia Ilustrata ” udostępniły swe szpalty dla obu stron wypowiadających się w tej kwestii.
Tu, w Ameryce, organizacje – chociaż silne – powstrzymywane są jak dotąd od publicznego wyrażenia swoich poglądów w tej sprawę. Wielu myślących Amerykanów ma coraz większe wątpliwości wobec przynajmniej niektórych z bardziej sensacyjnych twierdzeń holocaustu, ale w sferze publicznej to, co kiedykolwiek się słyszy czy widzi, jest ortodoksyjnym poglądem na opowieści eksterminacyjne. To nie jest w porządku. Amerykanie mają prawo do osądzenia tego ważnego zagadnienia samemu.

Przypisy:

1. Books & Bookmen. London, April 1975, s. 5.
2. Rupert Butler, Legions of Death (England: 1983), ss. 235-237; R.
Faurisson, Journal of Historical Review, Winter 1986-87, ss. 389-403.
3. Dokument Norymberski PS-3311 (USA-293). IMT seria niebieska,
vol. 32, ss. 153-158; IMT, vol. 3, ss. 566-568; NMT seria zielona, vol. 5, ss. 1133, 1134.
4. Dokument Norymberski NG-2586-J. NMT seria zielona, vol. 13, ss. 243- 249.
5. Samuel Gringauz w: Jewish Social Studies (New York), january 1950, vol. 12, s. 65.
6. H. Picker, Hitlers Tischgesprache im Fuhrerhauptquartier (Stuttgart: 1976), s. 456.
7. D. Iving, Hitler’s War (Viking Press, ed. 1977), s. 362.
8. Dokument Norymberski PS-2171, aneks 2; NC & A seria czerwona, vol. 4, ss. 833-834.
9. Dokument Norymberski NO-1523; NMT seria zielona, vol. 5, ss. 372-373.
10. Baseler Nachrichten, june 13, 1946, s. 2.
11. Quadrant (Australia), sept. 1979, s. 27.
12. New York Times Magazine, sept. 14, 1980, s. 79.
13. The Longest War (New York: Vintage, 1982), s. 15.
14. Legends of Our Time (New York: Schocken Books, 1982), rozdz. 12, s. 142.
______________________________________________
Źródło:

Artykuł udostępniony przez Czarny Żmij